Wypełnia się jedna z największych białych plam na mapie polskiego muzycznego undergroundu. Jedyna płyta krakowskiego zespołu Düpą ukazała się właśnie dzięki staraniom rodziny Kownackich, która specjalnie na tę okazję reaktywowała szyld Pop Magic ‒ słynnego krakowskiego sklepu muzycznego i firmy fonograficznej założonej przez zmarłego przed pięcioma laty menadżera grupy, Krzysztofa Kownackiego. Na tę premierę trzeba było czekać aż czterdzieści lat. Dokładnie tyle, ile w sierpniu bieżącego roku mija od samobójczej śmierci Piotra Marka – mózgu Düpą i naczelnego freaka Krakowa.
Düpą obrosło przez te cztery długie dekady mroczną, surrealistyczną legendą. Powtarzane przez Marka hasło „Düpą wiecznie żyje i króluje w podziemiu” jakby niechcący stało się zaklęciem decydującym o pośmiertnych losach jego zespołu. Düpą zostałoby pewnie jednym z kluczowych ogniw rodzimej alternatywnej tradycji, wymienianym między debiutami Brygady Kryzys, Siekiery i Klausa Mitffocha. Piotr Marek mógłby natomiast znaleźć się w korowodzie punkowych nestorów. Jego rozległy, wykraczający daleko poza zespół dorobek przykryła jednak zasłona czasu, a wywrotowy impet Düpą zgasiły refreniczne, nijak nieprzystające do ducha oryginałów interpretacje Pudelsów – zespołu Andrzeja „Pudla” Bieniasza wyrosłego z Düpą w 1985 roku. Nie pomagał również śpiewający w Pudelsach przez dekadę Maciej Maleńczuk. Podczas wizyty w programie „Wieczór z Wampirem”, na prośbę prowadzącego Wojciecha Jagielskiego próbował wywołać skandal, cytując słowa obscenicznej, napisanej przez Piotra Marka wyliczanki Babaluba. Pytany o jej autorstwo, stwierdził cynicznie, że to po prostu „starzy Pudelsi”. Z kolei w 2023 roku, dwa lata po śmierci Pudla, zespół postanowił złożyć swojemu liderowi hołd płytą Ciemna strona, na której umieszczono wyłącznie utwory Marka, wymazując jednak jego autorstwo. Tę tendencję już w 1988 roku zauważała Kora, dawna znajoma Marka. W rozmowie z Mariuszem Szczygłem do tekstu Obiekt z Düpą („Na Przełaj” 5/6 1988) wyznała, że „wszyscy teraz na nim żerują”.
Wydanie płyty Düpą to najlepsza okazja do tego, by wreszcie zgłębić nieodkryty życiorys Piotra Marka. W Krakowie chcą o nim mówić wszyscy. To więc długa historia rozpisana na wielogłos, ale wyraźnie wyłania się z niego czworo przewodników.
Jolanta Kownacka – przyjaciółka Piotra Marka, wydawczyni płyty Düpą, żona Krzysztofa Kownackiego, menadżera zespołu:
‒ Kiedy poznałam Krzysztofa latem 1975 roku, Piotr był w Kopenhadze. Korespondowali ze sobą i choć nie znaliśmy się jeszcze, zaczął mi przysyłać prezenty. Urocze upominki „ze zgniłego zachodu”, jak to określała PRL-owska propaganda. Wraz z nimi, bezwarunkowo, dostawałam serdeczność i przyjaźń od samego początku.
Andrzej „Przesławny Potoczek” Potoczek – gitarzysta Düpą i Pudelsów, lider grupy Revolver:
‒ Piotra Marka poznałem w wieku 19 czy 20 lat, to była połowa lat 70. Stało się to dzięki przyjaźni jego ojca z krakowskim lekkoduchem, poetą Arnoldem Samsonowiczem. Grałem przez parę lat w zespole poezji śpiewanej, który wykonywał jego teksty. Było dwóch gitarzystów, w tym ja grający na dwunastostrunowej gitarze, i recytatorka. Przez Samsonowicza poznałem rodzinę Marków i trafiłem na Piotra. Powolutku coraz bardziej się do siebie zbliżaliśmy intelektualnie. Ponieważ interesowało mnie malarstwo, to Piotrek mi mówił wiele o tych sprawach. Byłem laikiem, pasjonatem sztuki, on mi tłumaczył wiele rzeczy związanych z technikami. Ale w muzyce też się porozumieliśmy. Przez niego w końcu poznałem Franka Zappę i Captaina Beefhearta.
Andrzej „Biedrona” Biedrzycki – saksofonista Düpą, Pudelsów, Acceptation i Zgody, obecnie DJ Bug 313:
‒ Pojawiłem się w Düpą w 1982 roku. Najpierw poznałem Pudla, bo interesowałem się jazzem i chodziłem na giełdy płyt winylowych, więc bywałem w Jaszczurach, a Pudel był tam didżejem, robił dyskoteki i handlował winylami. Po jamie, który odbywał się w Jaszczurach w dniu krakowskiego koncertu zespołu Budgie, w sierpniu, Pudel zaprosił mnie na granie, na ulicę Zbrojów. Mieszkała tam wtedy jego siostra. Był tam pokój, w którym Piotr nagrywał, były jego i Pudla zabawki, sprzęty, magnetofony. Następnego dnia po południu siedzieliśmy i nagrywaliśmy przez parę godzin, aż Iwona miała nas dość. Potem było jeszcze parę spotkań, aż Piotr mówi: „Biedrona, weź tę konewkę, chodź tu do nas”. Wtedy bardzo interesowały mnie awangardowe rzeczy, skończyło się lato, a ja zostałem już z zespołem.
Artur Hajdasz – perkusista Düpą, Made in Poland, Pudelsów i Homo Twist:
‒ Moja pierwsza styczność z Piotrem to było spotkanie w szkole muzycznej drugiego stopnia w Krakowie na Basztowej, prawdopodobnie w 1982. Przyszedł tam, żeby zaprosić mnie do grania, na próbę. Chodziłem tam do jednej klasy między innymi z Jarkiem Kisińskim, który grał potem w Sztywnym Palu Azji, i z Bogdanem Łyszkiewiczem. Miały się odbyć zajęcia kształcenia słuchu. Siedzieliśmy na jednej ławce w korytarzu, czekając na panią, która otworzy nam salę lekcyjną, a nagle wszedł Piotr Marek. W za krótkim garniturze w kratę, w dzwonach, w koszulce z Zappą. Pięknie wyglądał. Mówił, że szuka syna Hajdasza [Józefa Hajdasza, perkusisty Breakoutu – przyp. MS]. Zbladłem, gdy go zobaczyłem, ale oczywiście przyznałem się, że to ja i zgodziłem się na granie.


