Chciałam kupić kaszę, zależało mi na sypkiej, a nie takiej pakowanej w osobne woreczki do gotowania. To nie jest łatwe, sklepowe półki są pełne ryżu i kaszy w woreczkach – ale znalazłam wreszcie, w kartonowym opakowaniu, 350 gramów, obejrzałam je dokładnie z każdej strony i wszystko wskazywało na to, że to produkt luzem.
W domu otworzyłam karton. W środku była torba z grubego celofanu z wyraźnym napisem: „Proszę nie gotować w folii. Torebka służy wyłącznie do ochrony produktu”.
Szybko nam to poszło.
Myślę, że pierwszy był ryż, potem dopiero kasza gryczana, jaglanka, jęczmienna pakowane w te osobne woreczki do gotowania. Pojawiły się jakoś w połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku, tak przynajmniej podpowiada mi pamięć, razem z zupkami chińskimi i śmietanką do kawy w kapsułkowych, szeregowych pojemniczkach i z wieloma innymi produktami, które miały ułatwić codzienność i sprawić, że wszystkie czynności będzie można wykonywać szybko, sprawnie, czysto, bez komplikacji. Nowocześnie, po latach siermiężnego PRL-u. Właściwie nigdy nie wiedziałam, w jaki sposób życie miało się stawać łatwiejsze dzięki tym dodatkowym opakowaniom – garnek i tak się brudził i trzeba go było myć, worki były pokryte dziwnym nalotem i trudne w otwieraniu, łatwo się było opatrzyć przy ich otwieraniu i przekładaniu na talerz. W dodatku choćby to był nie wiem jak najbardziej naturalny ryż brązowy – ugotowany w folii będzie po prostu ryżem z BPA, Bisfenolem A.
Zresztą nie chodzi o te woreczki, tylko o narastającą skłonność do pakowania wszystkiego we wszystko, owijanie, foliowanie.
Wystarczy przejść między półkami dowolnego sklepu samoobsługowego albo wielkopowierzchniowego.
Jeszcze owoce bywają luzem, ale już warzywa najczęściej są zapakowane w folię lub – najgorzej – w woskowany papier i dodatkowo folię. Marchew, seler naciowy, brokuły, cieniutki koperek i pietruszka – w folii. Pomidory luzem – zgniecione, przebrane. A obok siedem rodzajów ładnie ułożonych i zapakowanych w różnego typu opakowania sztuczne. Sałaty – folia, herbaty – folia, pod nią karton, w środku często dodatkowa folia. Krem, niewielka tubka. Opakowana w plastik, w karton, dodatkowo w środku wyściełana przedziwną konstrukcją z papierowego rusztowania. Pasta do zębów – plastikowa tubka w kartonie. Sprzęt AGD - wielkie pudło i mnóstwo folii bąbelkowej w środku. Zresztą są instytucje, które to liczą – z rozmaitych danych wynika, że 60-65 procent produktów spożywczych, w tym napojów, w europejskich sklepach wielkopowierzchniowych sprzedaje się w plastikowych opakowaniach, Polska od tego poziomu nie odbiega.
Widzę to za każdym razem, kiedy wyjmuję zakupy z koszyka: kupuję przede wszystkim opakowania.
Dlatego sterczę później nad sklepowymi koszami na śmieci i odpakowuję, zdzieram, segreguję, co niepotrzebne i co się da wyrzucić. To jest opór, który pewnie systemowo niewiele zmienia, mam tę świadomość. Ale odmawiam zabierania tego wszystkiego do domu.
Unikanie plastiku (plastików, wiem, że to nie jest produkt jednorodny) i opakowań sztucznych jest oczywiście możliwe, ale może też wykończyć, również finansowo. Wymaga sporych wyrzeczeń, namysłu, czasu i pieniędzy. Zakupy online są wykluczone, bo w internecie kompletnie traci się kontrolę nad tym, w czym nam te zakupy zostaną przywiezione, zakupy w marketach i dyskontach stają się trudne. Dla osób zapracowanych, w biegu, mniej zamożnych i tych, które łączą obowiązki opiekuńcze z pracą, oznacza dodatkowe obciążenie. Zresztą w takim unikaniu nie chodzi wcale o to, żeby nawoływać do zmiany indywidualnych przyzwyczajeń, zachęcać do obsesyjnego recyklingu i przejścia na jedwabne wielorazówki. Chodzi o to, żeby takie eliminowanie było w ogóle na poziomie jednostkowym możliwe, bez zaciskania zębów, bez wydawania mnóstwa pieniędzy na bardzo modne woskowijki i butelki bez BPA.
Od kilku lat sam proces segregacji jest przynajmniej pozornie łatwiejszy, w Polsce w 2017 roku został wprowadzony Jednolity System Segregacji Odpadów. Papier, szkło, odpady z tworzyw sztucznych, pojemniki na bio i na odpady zmieszane mają uporządkowane i zuniwersalizowane w skali kraju kolory i zawartości pojemników, wcześniej było z tym różnie. Ale nawet najbardziej skrupulatna segregacja nie zmniejsza liczby odpadów sztucznych.
Producenci bardzo plastik pokochali, zresztą czego tu nie lubić: jest lekki, wytrzymały, tani, pozwala zachować świeżość żywności, ułatwia transport i przechowywanie. Ale tak naprawdę nie ponoszą odpowiedzialności za cykl życia swoich produktów i za ogromne szkody, jakie wyrządzają środowisku, mimo że Unia Europejska narzuca krajom członkowskim określone zobowiązania w tym zakresie.
Owszem, na przykład Hiszpania wprowadziła w 2023 roku podatek od opakowań plastikowych jednorazowego użytku, żeby promować gospodarkę o obiegu zamkniętym. Podatek dotyczy plastikowych opakowań jednorazowych, czyli naczyń jednorazowych, pojemników na żywność i plastikowych opakowań. Płacą go producenci, importerzy i nabywcy z terenu Wspólnoty Europejskiej.
Wielu przedsiębiorców przeciwko temu podatkowi protestowało. Mówili, że jego wprowadzenie osłabi kondycję wielu firm, że przełoży się na wyższe koszty produkcji i sprzedaży i w rezultacie odbije się na indywidualnych konsumentach. A zatem od razu przeprowadzili ten prosty rachunek – jeśli mamy płacić jakiś podatek, musimy ten koszt na kogoś przerzucić.
Z raportów NIK wynika, że Minister Klimatu i Środowiska niewystarczająco zadbał o wdrożenie do polskiego porządku prawnego przepisów dotyczących systemu rozszerzonej odpowiedzialności producenta (ROP). Natomiast przedsiębiorcy, którzy prowadzą sklep, hurtownię lub punkt gastronomiczny, od 1 stycznia 2024 roku muszą pobierać od klientów opłatę za plastikowe opakowania jednorazowe SUP. Jest to tak zwana opłata konsumencka i ją, mimo pewnych początkowych obstrukcji, udało się wdrożyć. Tylko że to nie konsumenci produkują opakowania, nie oni decydują o tym, z czego zostaną wykonane i w jaki sposób.
Ludzie nie wychodzili na ulice z transparentami: chcemy mieć wszystko w plastiku i jeszcze, jeszcze, dodatkowo owinięte, dajcie tego więcej.
Pracowałam kiedyś w firmie, w której pewnego dnia w długo nieczyszczonych wykładzinach zalęgły się pluskwy. Kierownictwo długo wypierało ten fakt, aż wreszcie, kiedy niektóre osoby zostały naprawdę dotkliwie pogryzione, szefowie podrapali się po tęgich głowach i orzekli: to na pewno pracownicy przywlekli insekty z domów, nasza odpowiedzialność jest żadna.
Jeśli chodzi o odpowiedzialność za opakowania, jest podobnie: Ludzie śmiecą. Ludzie produkują odpady. Ludzie bezmyślnie biorą jednorazówki, ludzie wrzucają styropian do papierów. Ludzie powinni ponieść odpowiedzialność. Ponosimy ją oczywiście. Ale choćbyśmy nie wiem jak się starali i starały, nie wyręczymy systemu, bo jesteśmy tylko jednym z jego elementów, wcale nie takim znów silnym.
Mimo to solidarnie te odpady segreguję. Moje dzieci, kiedy wychodzą ze śmieciami, trzy razy się upewniają: tu papier, tu plastiki, tak? I tylko jedno trudno im zapamiętać. Opakowania po tabletkach – za każdym razem, kiedy widzą je w zmieszanych, zwracają mi uwagę. Tłumaczę, że to połączenie plastiku i aluminium, że recykling jest w zasadzie niemożliwy, że dlatego muszą trafić do zwykłego kosza.
Ale ta myśl nie daje mi spokoju, od kiedy przeczytałam esej Anki Wandzel, zwłaszcza końcówkę o polekowych blistrach.
W Polsce zażywamy naprawdę dużo farmaceutyków, więcej niż unijna średnia – głównie środków zapisywanych bez recepty i suplementów diety. Wśród najczęściej przepisywanych leków są te na nadciśnienie i stosowane w leczeniu cukrzycy oraz w terapii depresji, takie jak sertralina i escitalopram. Wśród produktów leczniczych OTC, czyli zapisywanych bez recepty, najczęściej kupowane są środki przeciwbólowe, witaminy oraz specyfiki na grypę i przeziębienie. Wiele spośród tych specyfików jest pakowanych w blistry lub dodatkowo w karton i wyposażonych w ulotki wielkie jak kiedyś gazety. Papier da się zgnieść i wyrzucić do niebieskiego pojemnika, ale blistry stają się nielogiczne – leki na migrenę, które zażywam, są pakowane całkowicie irracjonalnie, dwie tabletki są umieszczone w listku, który pomieściłby ich dziesięć. Wszystko jest w coś opakowane - starannie, najczęściej zbyt hojnie. Opakowania rosną, produkty się kurczą. Plastiki i folie, tworzywa całkowicie nienaturalne, stają się oswojone, podwójnie przezroczyste. A my siedzimy i segregujemy nadmiar, o który nie prosiliśmy.
