„Mieszkam między Łodzią a Warszawą”, „mieszkam niedaleko Torunia”, „mieszkam koło Wałbrzycha” – tak się czasem przedstawiają osoby z mniejszych miast. Sama takiego sformułowania używałam i niekiedy używam nadal. Jest w tych wizytówkach chęć zakotwiczenia się na mapie, ale także opowieść o tożsamości: o byciu pomiędzy, na styku, w cieniu większych i bardziej znanych ośrodków.
Wiele reporterek i reporterów, wielu dziennikarzy lokalnych powtarza od lat: małe miasta trafiają na strony główne portali i okładki gazet, gdy wydarzy się w nich coś, co można opatrzyć clickbajtowym nagłówkiem – jakiś szok, jakiś skandal. Końskie stało się popularne od czasu hasła „Wybory wygrywa się w Końskich”, organizuje się tam debaty, choć o Końskich podczas tych debat nie dowiadujemy się niczego. Kilka tygodni temu wiele rozgłośni radiowych donosiło o tym, że mieszkańcy Otwocka w wyniku gigantycznej awarii są pozbawieni wody. W Skierniewicach latem 2019 roku wody zabrakło tak po prostu i miasto stało się na jakiś czas stolicą polskiej suszy – ale też polskiej betonozy, ponieważ tamtejszy pozbawiony jakiejkolwiek zieleni rynek idealnie ilustrował definicję tego zjawiska. W tym roku Skierniewice próbują się na nowo zazielenić, ale to nie jest cała opowieść o tym mieście. Ze względu na położenie pełnią rolę miasta satelickiego wobec Warszawy i Łodzi. I to już nie jest to smutne „pomiędzy” sprzed piętnastu, dwudziestu, trzydziestu lat – od coraz większej liczby włodarzy różnych ośrodków słyszę, że to w porządku być sypialnią, o ile przekłada się na rozwój mieszkaniowy, infrastrukturę transportową i szerzej jakość życia.