Osoba ze stołecznej internetowej telewizji zadawała aktywistom pytania głosem napastliwym, bo chyba ktoś jej podpowiedział, że to oznaka profesjonalizmu.
– Dlaczego to robicie?! Dlaczego właśnie teraz?!
Jeden z działaczy Ostatniego Pokolenia spokojnie odpowiadał:„katastrofa klimatyczna jest faktem, w ostatnim czasie świadczą o tym różne zjawiska, choćby powodzie na Dolnym Śląsku”.
– Ale Warszawa nie leży na terenach zalewowych! – padła błyskawiczna dziennikarska kontra.
W tym miejscu zaznaczę, że wcale nie świadczy o wirtuozerii w tym zawodzie rzucanie szybkich ripost. Pozdrawiam również polderowe Wilanów oraz Siekierki oraz wszystkie osoby, które uważają, że Warszawa to jest świat.
Tamtego wieczoru było ich na Wisłostradzie mnóstwo.
Zresztą kogo tam nie było: zjawił się cały koniec internetu.
Influencerzy i influencerki w białych ubraniach, zagraniczni tiktokerzy, którzy robią filmy z cyklu „dziwna Polska”. Przyszedł Janusz Korwin-Mikke w asyście młodych mężczyzn w wełnianych płaszczach, na głowie miał kapelusz. Z czyjąś pomocą rozwinął transparent z napisem ZIELEŃ LUBI CO2. Nie wiem, czy świadomie popełniono ten błąd wieloznaczności składniowej – ta amfibolia sprawia, że nie wiadomo, czy zieleń jest lubiana przez CO2 czy CO2 przez zieleń. Zrobili sobie kilka zdjęć i pojechali.
Tymczasem człowiek w kamizelce z napisem PRESS zaczął talk-show. Wybrał jednego z aktywistów i zarzucił go pytaniami.
– Więc wystarczy sobie założyć działalność pożytku publicznego, i się dostaje lokal od miasta?
– Nie jesteśmy organizacją pożytku publicznego.
– Aha, czyli nawet nie jesteście organizacją pożytku!... A jaki ma wpływ na klimat to, że tutaj blokujecie? Jak to, że siedzicie na ulicy, ma przeciwdziałać globalnemu ociepleniu?
Przyglądałam mu się, kiedy słuchał odpowiedzi, to znaczy – kiedy nie słuchał. Kiedy niecierpliwie wyczekiwał chwili, w której będzie mógł zadać kolejne randomowe pytanie albo się zaśmiać.
– A czy wy chociaż macie jakieś postulaty?
No cóż, Ostatnie Pokolenie ma dokładnie dwa, nie tak trudno to zapamiętać. Pierwszym jest przesunięcie środków publicznych z budowy autostrad na rozwój transportu publicznego, drugim – wprowadzenie ogólnopolskiego biletu miesięcznego za 50 złotych. Wyjaśnienie padło, dosyć obszerne, ale przedstawiciel mediów internetowych się do niego nie odniósł, bo miał w zanadrzu następne pytania i bardzo chciał je zadać.
– A czym latacie na te wasze zloty klimatyczne?
– A czym tutaj przyjechaliście?
– A z czego jest ta kurtka?
– Z Vinted – padła spokojna odpowiedź i pan Press się nareszcie zapowietrzył.
Ktoś podrzucił informację, że kilkadziesiąt metrów dalej aktywiści znowu będą próbowali wejść na jezdnię, więc nastąpiło przegrupowanie, kilka osób pobiegło na drugą stronę ulicy, policjanci krzyczeli, żeby poczekać na zielone.
Tam, bliżej Wisły, streaming prowadził Krzysztof Stanowski, który w jednym z wywiadów sprzed roku powiedział, że w swoim YouTube’owym Kanale Zero zamierza „się wsłuchiwać w to, czym żyje Polska w danej chwili, dzień w dzień”.
Zanim dotarł na miejsce (Ostatnie Pokolenie poinformowało o dokładnej lokalizacji protestu w ostatniej chwili), kręcił się po dalszych odcinkach Wisłostrady i meldował widzom: „My tu na razie się szwendamy, wędrujemy”. Do Ostatniego Pokolenia też się zwrócił: „Zamierzamy zrobić z was durni, ale to dopiero za moment” – powiedział z samochodu, którym jechał pod most Gdański.
Transmisja z tego protestu na Kanale Zero została opatrzona informacją, że „zawiera płatną promocję” i rzeczywiście zawierała niejedną.
– Największe zapowiadane korki w Warszawie. – Joanna Pinkwart tak zainaugurowała w studiu ten specjalny streaming. I dodała jeszcze: „Wisłostrada jest bardzo długa”.
Sfaktczekuję – aktywiści zapowiadali największą blokadę, a największe korki nie potrzebują wcale Ostatniego Pokolenia. Następnego dnia stłuczka dwóch SUV-ów zablokowała obwodnicę na odcinku 5 kilometrów. Nie widziałam tam sznura radiowozów.
– Jeśli planeta płonie, to dziś umiarkowanie, bo jest zimno – powiedział natomiast z uśmiechem, pociągając nosem Krzysztof Stanowski, następny przekonany, że centrum świata wypada gdzieś w rejonie Żoliborza. Rozglądając się, użył też określenia: „nie ma żadnego blokującego pomarańczowego trolla”. Określenie „te trolle” powtórzył znowu chwilę później.
Grał też na emocjach, sugerując, że ta cała policja mogłaby gdzieś indziej służyć społeczeństwu, na przykład tam, gdzie „jakiś pan bije żonę”.
– Więc generalnie wpłynęli na brak bezpieczeństwa w tym mieście – dorzucił odważnie. Funkcjonariuszom pogratulował sprawnej akcji, a dla aktywistów Ostatniego Pokolenia, których wreszcie znalazł, miał głównie złośliwości („chciałem się z was pośmiać, ale tu nie ma z czego, tu trzeba zapłakać”) i wyglądał na bardzo z siebie zadowolonego.