Julia Fiedorczuk

Historie utraty

Felieton

Nowy cykl Julii Fiedorczuk

Pismo ułatwia przypominanie sobie rzeczy, ale pamięć, jako pewną organiczną ludzką zdolność, osłabia. Właśnie taka jest natura farmakonu: nowe narzędzia nie tylko dostarczają nowych możliwości, ale i bezpowrotnie nas zmieniają. Samo w sobie nie jest to oczywiście ani dobre, ani złe. Ten sam rodzaj rozumowania można przez analogię zastosować do kolejnych „technologii intelektualnych”.

„Całe nowe myślenie dotyczy utraty”. Robert Hass, poeta z Kalifornii, przyjaciel Czesława Miłosza, otwiera w ten sposób jeden ze swoich najbardziej znanych wierszy, Rozmyślanie w Lagunitas (tłum. Magda Heydel). Wiersz pochodzi z 1979 roku i pewnie można zastanawiać się nad nurtami filozoficznymi, które w owym czasie wysuwały na pierwszy plan właśnie tę kwestię. Ale już w drugim wersie czytamy: „W tym względzie jest podobne do dawnego myślenia”. Czyli i nowe, i stare; każde ludzkie myślenie dotyczy utraty.

Nic w tym dziwnego, skoro życie w dużej mierze polega właśnie na traceniu: złudzeń, nadziei, czasu, bliskich miejsc i ludzi. „A co się robi? Traci”, pisał Andrzej Sosnowski w wierszu Glossa, albo „żyjąc tracimy życie” – to Maria Janion. Poza egzystencjalnym wymiarem utraty, wynikającym z faktu, że istniejemy w czasie i podlegamy prawom przyrody – tak, wszyscy – być może tracimy coś również w wyniku cywilizacyjnego „postępu”. Napisałam „postęp” w cudzysłowie nie po to, żeby kwestionować spektakularne możliwości techniczne, jakimi aktualnie dysponują najbogatsi ludzie, tylko dlatego, że ten sam proces, który zwykle opowiadamy jako pasmo zwycięstw, da się opowiedzieć jako historię utraty.

Rozróżnienie między tymi dwoma rodzajami tracenia – naturalnym, bo wynikającym z życia, i tym drugim, powiązanym z takim, a nie innym kierunkiem rozwoju cywilizacji, starałam się opisać pod koniec Cyborga w ogrodzie. Dekada, która upłynęła od ukazania się tej książki, była, oględnie mówiąc, intensywna, toteż zrewidowała część zawartego w niej myślenia. Czas na update. Chciałabym w niniejszym cyklu dokonać przeglądu pytań, które stawiałam sobie na początku ekokrytycznej ścieżki i sprawdzić, czy udało się znaleźć odpowiedzi. Czy jakieś wątki warto poprowadzić dalej? Które sprawy widać dziś inaczej?   

Julia Fiedorczuk

Ten sam proces, który zwykle opowiadamy jako pasmo zwycięstw, da się opowiedzieć jako historię utraty.

Tymczasem wróćmy jeszcze na moment do Hassa.

 

Całe nowe myślenie dotyczy utraty.

W tym względzie jest podobne do dawnego myślenia.

Choćby myśl, że przecież każdy szczegół niweczy

świetlaną czystość ogólnego zamysłu. Że

dzięcioł z miną klauna, który bada martwą

rzeźbę pnia czarnej brzozy, jest przez są obecność

tragicznym odchodzeniem od pierwszego świata

niepodzielnej jasności. Albo taka myśl: ponieważ

na całym świecie nie ma ani jednej rzeczy,

której by odpowiadał kolczasty krzak jeżyn,

słowo jest elegią dla tego, co oznacza.

 

Wiersz kontempluje najbardziej „bazowy” rodzaj utraty, wpisany w samą naturę percepcji i języka. Porządkując rzeczywistość i nadając jej czytelną strukturę, tracimy kontakt z „całością”. „Słowo jest elegią dla tego, co oznacza”, skoro na świecie nie ma ani jednej rzeczy, której odpowiadałoby określenie „krzak jeżyn”. W polskim przekładzie jest to dość niejasne, niestety gubi się również brzmienie - the bramble of blackberry – poetycki sposób na przemycenie zmysłowego w symbolicznym.

Słowa wskazują na idee, a nie na rzeczy. Nadając rzeczom nazwy, porządkując i opisując zjawiska, podchodzimy do rzeczywistości, ale tylko z jednej strony. Nie ma innego wyjścia, bo pewna dyscyplina zmysłów jest niezbędna, jeśli mamy przetrwać, poruszać się w świecie, skutecznie się komunikować, coś tworzyć. Choć relacja między życiem a językiem jest z gruntu napięta – świadczą o tym choćby najbardziej znane biblijne mity – to bez języka nie jesteśmy sobą. Wiersz Hassa nie fiksuje się na opłakiwaniu utraconej pełni. Zachowując świadomość własnych ograniczeń, używa dostępnych narzędzi do wydobycia na światło uwagi konkretnych obrazów, przeżyć, skrawków czasu – na przykład naznaczonej tęsknotą chwili erotycznej bliskości, po której pozostają słodkogorzkie wspomnienia:

 

(…) jak w dłoniach kruszyła chleb,

słowa, którymi zranił ją ojciec, to

o czym śniła (…)

 

Czułość niweluje dystans, także ten między słowem i rzeczą. W końcówce wiersza to czas, jego „popołudnia i wieczory”, „powtarza jeżyny”, nimi nam siebie mówi. W ostatnich wersach słowo „jeżyny” znaczy jakby inaczej, nie co innego, ale właśnie inaczej niż na początku. Cała sprawa polega właśnie na tym subtelnym przesunięciu, jakbyśmy na przekór całej naszej filozoficznej mądrości zbliżyli się jednak do świata.

José Ortega y Gasset

Język jest pierwszą ludzką technologią

– taką myśl sformułował w latach trzydziestych dwudziestego wieku hiszpański filozof José Ortega y Gasset, a nieco później i w innym kontekście kanadyjski teoretyk środków masowego przekazu Marshall McLuhan. Warto pamiętać, że już to pierwsze i od razu bardzo potężne narzędzie narzuca nam pewne ograniczenia. Samo w sobie nie jest to ani dobre, ani złe, ale świadomość strukturalnych ograniczeń ludzkiego poznania pozwala lepiej zrozumieć naturę kolejnych technologii: nowe narzędzia to potencjalnie także nowe błędy.

Ambiwalencję, którą staram się opisać, najlepiej oddaje greckie słowo farmakon (φάρμακον), oznaczające jednocześnie lekarstwo i truciznę. Słowo to pojawia się na przykład w Fajdrosie Platona, w rozsławionym przez Jacques’a Derridę fragmencie, w którym Sokrates przytacza egipski mit wyjaśniający pochodzenie pisma. Pewnego dnia bóg o imieniu Teut sprezentował pismo królowi Tamuzowi jako „lekarstwo” na pamięć i mądrość. Ale król miał wątpliwości: „… jesteś ojcem liter, zatem przez dobre serce dla nich przypisałeś im wartość wprost przeciwną tej, którą one posiadają naprawdę. Ten wynalazek niepamięć w duszach ludzkich posieje (…). Więc to nie jest lekarstwo na pamięć, tylko środek na przypominanie sobie” (tłum. Władysław Witwicki).

Coś za coś, powiada obdarowany. Pismo ułatwi przypominanie sobie rzeczy, ale pamięć, jako pewną organiczną ludzką zdolność, osłabi. Właśnie taka jest natura farmakonu:

Julia Fiedorczuk

Nowe narzędzia nie tylko dostarczają nowych możliwości, ale i bezpowrotnie nas zmieniają.

Samo w sobie nie jest to oczywiście ani dobre, ani złe.

Ten sam rodzaj rozumowania można przez analogię zastosować do kolejnych „technologii intelektualnych” (określenie Nicolasa Carra) i wymuszanych przez nie zmian (wiemy już, że chodzi o także o zmiany neurobiologiczne). W tym miejscu pojawia się wątpliwość, której chciałabym przyjrzeć się uważnie i z różnych stron: czy kolejne alienujące technologie są tylko logicznym następstwem bazowej ludzkiej potrzeby, żeby porządkować i rozumieć świat? Inaczej mówiąc: czy różnica między przemianą cywilizacyjną, którą pociągnęło za sobą upowszechnienie się pisma (a potem druku), a tą, do której prowadzi upowszechnienie się internetu i powiązanych z nim form komunikacji, jest tylko różnicą stopnia, czy może jednak wydarza się coś zupełnie innego?

Z faktu, że naturalnie się zmieniamy, nie musi przecież wynikać, że każdy rodzaj zmiany jest jednakowo pożądany i nieuchronny. Choć strata wpisuje się tak w ludzkie życie, jak i w historię „postępu”, to przecież niektórych strat można uniknąć. „W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy”, pisała Elizabeth Bishop w bardzo znanym wierszu (tłum. Stanisław Barańczak). Przekornie mówię, że czasem może zbyt łatwo – rozwinę tę myśl w następnym odcinku.

Julia Fiedorczuk jest pisarką, poetką, tłumaczką i profesorką na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie współtworzy Centrum Humanistyki Środowiskowej. Jej twórczość bada relacje między ludźmi a ich planetarnym środowiskiem i podkreśla światotwórczą siłę literatury. Opublikowała zbiory opowiadań i powieści, między innymi Pod Słońcem (2020) i Dom Oriona (2023), a także sześć tomów wierszy, z których ostatni to Glif (2024). Jest również autorką książek eseistycznych (m. in. Cyborg w ogrodzie: wprowadzenie do ekokrytyki) i licznych tekstów w prasie popularnej i popularnonaukowej. Nominowana do nagrody Nike (2016), Nagrody Literackiej m. st. Warszawy (2021) i - dwukrotnie - do nagrody im. Juliana Tuwima za całokształt twórczości, laureatka nagrody im. Wisławy Szymborskiej za tom Psalmy (2018). Jej teksty doczekały się przekładów na ponad 20 języków, w tym na angielski, niemiecki, hiszpański, szwedzki, serbski, ukraiński, litewski i gruziński.
Wspieraj nasz portal

Nie optymalizujemy naszych tekstów pod kątem SEO, nie walczymy o clickbaity i zasięgi. Publikujemy teksty i materiały, których brakuje nam w sieci. Właśnie dlatego stworzyliśmy ten serwis. Chcemy być miejscem, w którym możecie przeczytać wartościowe reportaże, analizy, wywiady i felietony. Nie zarabiamy na tworzeniu tego serwisu, ale chcemy godnie płacić autorom i autorkom, którzy dla nas piszą. Dlatego jeśli doceniasz naszą pracę, prosimy, rozważ drobne wsparcie naszych wysiłków. Dołączając do naszej społeczności w serwisie Patronite pomagasz nam tworzyć jakościowe teksty.

Przejdź do Patronite

Może Cię zainteresować

wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 

Grantor

kpo getLogotypesStrip