Tym, co miało podtrzymać wzrost, były komputery i internet – tak, to pomagało, ale według obliczeń tylko przez osiem lat. Tymczasem maszynie parowej, pociągom i statkom udawało się to przez osiem dekad. Dziesięć razy dłużej. Dlatego coraz częściej słyszymy: może czas już przyzwyczajać się do tego, że wzrostu gospodarczego nie będzie.
No dobrze, ale co z tym szczęściem vel dobrostanem? Bo ja nadal w gruncie rzeczy nie wiem, co pan mierzy.
Wracając do tradycji ekonomii, moglibyśmy powiedzieć, że szczęście to tak naprawdę przyjemność odczuwana w trakcie wykonywania jakiejś czynności albo doświadczania czegoś. Natomiast dzisiaj, kiedy mówimy o szczęściu i kiedy je badamy, jest jeszcze drugie podejście, bardzo powszechne, i mnie również ono odpowiada. W tym ujęciu szczęście to satysfakcja z całości naszego życia. W ten sposób między innymi opisywał je profesor Władysław Tatarkiewicz. Takiego pomiaru satysfakcji dokonuje co roku Instytut Gallupa, publikując wyniki w Światowym Raporcie o Szczęściu ONZ. Autorów interesują też o emocje, pytają na przykład o to, czy w ostatnim tygodniu odczuwałeś szacunek albo czy coś cię zaciekawiło, czy dowiedziałeś się czegoś interesującego. I odwrotnie, czy czułeś strach, ból, rozczarowanie. To badanie sprawdza nasz emocjonalny dobrostan. On ma przecież fundamentalny związek z naszym poczuciem szczęścia.
Omówienia tych raportów pojawiają się później w mediach. Co pana, jako badacza, najbardziej irytuje, kiedy je pan czyta?
Chyba akcentowanie, że sami jesteśmy odpowiedzialni za swoje szczęście. I że jak nie wychodzi, to nasza wina, bo przecież mamy tak wielki wybór, tyle różnych możliwości, które możemy realizować w życiu, a ostatecznie i tak się okazuje, że nie jesteśmy zadowoleni. Druga niebezpieczna tendencja to sprowadzenie złożonych wyników badań do rozumowania, że aby być szczęśliwym, trzeba spełnić konkretny warunek albo pakiet warunków. Czyli na przykład, jeżeli będę zamożny i zdrowy, to będę szczęśliwy.
To chyba naturalne, że szukamy takich związków przyczynowo-skutkowych?
Owszem, ale one przecież mogą działać w dwie strony. Jak z tą relacją szczęścia i zamożności. Jeśli jestem szczęśliwy, mogę być osobą, która z większą łatwością wykonuje pracę, bez trudu nawiązuje relacje zawodowe, myśli w otwarty sposób i znajduje optymalne rozwiązania dla problemów, co przekłada się na moje zarobki. I znowu: nie musi tak być; doskonale wiemy, że nie zawsze tak jest. Ale warto spojrzeć na badania szczęścia w taki właśnie sposób. Dzięki temu zaczyna się rozumieć, że to nie działa na zasadzie prostej reguły – jeśli zrobię A, na pewno wydarzy się B.
A jednak ciągle szukamy recepty na szczęście. Obowiązuje wręcz imperatyw bycia szczęśliwym. Sam traktuję to pojęcie agnostycznie, ale ilekroć mówię o tym w towarzystwie, ludzie patrzą na mnie ze współczuciem. Bo ktoś, kto nie czuje potrzeby bycia szczęśliwym, z zasady jest postrzegany jako nieszczęśliwy.
Wie pan, ja się tym szczęściem od lat zajmuję zawodowo i mam pewność co do jednego: nie istnieje taka decyzja, o której dałoby się jednoznacznie powiedzieć, że właśnie ona pomoże ludziom być szczęśliwymi. Sam bardzo rzadko pozwalam sobie na sformułowanie, że coś może sprzyjać szczęściu. Bo wiem, że może, ale wcale nie musi.