Hatalska / Springer
Potrzebuję pisać, żeby myśleć w ustrukturyzowany sposób. To, co zapisuję, jest z reguły lepsze od tego, co mówię, bo jest bardziej przemyślane. Jak wobec tego mam traktować narzędzia, które napiszą coś za mnie? Jak mam traktować ludzi, którzy używają tych narzędzi do pisania?

Co jest ważniejsze: telefon czy jarzębina?

Wywiad

fot. Renata Dąbrowska

Natalia Hatalska w rozmowie z Filipem Springerem

Obserwuję bardzo niebezpieczny trend: wycofywanie się z internetu i szeroko pojętej debaty ludzi, którzy mają coś do powiedzenia.

Boisz się?

Po raz pierwszy chyba tak. Może to nie jest paniczny strach, ale mam poważne obawy, odczuwam niepokój. Nigdy sie tak nie czułam w związku z technologią. Wczoraj nawet rozmawiałam o tym z mężem. Jako pokolenie przeżyliśmy bardzo dużo zmian technologicznych. Właściwie nie wiem, czy jakiekolwiek inne miało taką szansę. Entuzjastycznie brałam w nich udział. Komputeryzacja i internet, gdy kończyłam studia, potem urządzenia mobilne. To przyniosło nam oczywiście wiele złych rzeczy, jesteśmy ich teraz świadomi, ale one nam generalnie usprawniły rzeczywistość, ułatwiły nasze funkcjonowanie w świecie. Posługujemy się technologiami i życie jest teraz pod wieloma względami prostsze. I jak porównać te przełomy technologiczne do tego związanego ze sztuczną inteligencją, który właśnie się rozpędza? Różnica między nimi jest fundamentalna. Dzisiaj zagrożony jest człowiek. I to na bardzo głębokim poziomie.

Teraz to i ja się trochę boję. Na czym miałoby polegać to zagrożenie?

Na eliminowaniu ludzi, czynieniu ich bezużytecznymi. Sama nie jestem tu bez winy, u mnie w firmie to się również dzieje. Od lat robimy bardzo dużo badań jakościowych, polegają między innymi na robieniu wywiadów. W związku z tym zatrudnialiśmy ludzi, którzy nam je przepisywali. Od dwóch lat tego nie robimy. Przepisanie godzinnej rozmowy zajmuje czasem pięć godzin. Teraz korzystamy z narzędzi opartych o sztuczną inteligencję. Nagrywam, wrzucam do narzędzia i za trzy minuty mam formę tekstową. To wyeliminowało całą profesję.

W taki sam sposób spiszę nagranie tego wywiadu. Ale jednocześnie wiem, że gdy tylko program wypluje mi plik tekstowy, to ja ten plik wezmę na warsztat. Wygładzę zdania, być może zmienię nieco kolejność wątków, pewnie skrócę niektóre pytania albo odpowiedzi. Wyślę ci to potem do autoryzacji i ty sprawdzisz, czy zmiany, które wprowadziłem, zmieniają sens tego, co powiedziałaś, czy może temu sensowi służą. Algorytm jeszcze tego za nas nie zrobi. Może nie ma co bronić dość mechanicznej w końcu konieczności przepisywania wywiadu z nagrania przez żywą osobę?

Zgadzam się, są takie obszary, w których automatyzacja zwolni nas z konieczności wykonywania żmudnych czynności. Przepisywanie wywiadu nie jest zbyt twórczą sprawą, żywy człowiek z pewnością ma większe możliwości, może się zająć czymś bardziej rozwijającym. Ciągle myśli lepiej niż komputer. Pisanie w ogóle jest tu dobrym przykładem. Dla mnie to jest proces, który układa myśli. Potrzebuję pisać, żeby myśleć w ustrukturyzowany sposób. To, co zapisuję, jest z reguły lepsze od tego, co mówię, bo bardziej przemyślane. Jak wobec tego mam traktować narzędzia, które napiszą coś za mnie? Jak mam traktować ludzi, którzy używają tych narzędzi do pisania?

Przestając samodzielnie pisać, przestajemy też samodzielnie myśleć.

Z ostatnich badań wynika, że ponad połowę postów na LinkedIn napisało AI. Niedawno w jednym z portali czytałam analizę nowego prezydenckiego sondażu. Byłabym skłonna postawić bardzo dużo pieniędzy w zakładzie o to, że tę analizę napisała sztuczna inteligencja. Umiem to rozpoznać, to nie jest bardzo trudne. Pod tym artykułem podpisała się dziennikarka. Co mam o niej myśleć? Za każdym razem, gdy rozmawiam ze swoimi pracownikami o wykorzystaniu tych narzędzi, mówię, że owszem, można ich używać do optymalizacji pracy, do przyspieszenia niektórych zadań, ale w momencie, kiedy zaczynamy wykorzystywać je do myślenia za nas albo do wykonywania pracy za nas w całości, tak naprawdę pokazujemy, że sami nie jesteśmy potrzebni. Bo dlaczego miałabym dawać komuś pensję co miesiąc, skoro mogę uzyskać ten sam efekt, płacąc dwadzieścia dolarów za abonament ChatGPT?? Ale wiem też, jaka presja stoi za takimi pomysłami.

Jaka?

Byłam ostatnio na kilku naprawdę ważnych, znaczących konferencjach. Wszyscy oczywiście rozmawiali o sztucznej inteligencji i powtarzali sobie hasła, że człowiek jest najważniejszy, że jest w centrum tej rewolucji. Możemy sobie opowiadać takie historie, ale one są po prostu nieprawdziwe. W centrum są optymalizacja i efektywność. Naturalne będzie, że ludzi zacznie się zastępować tego typu narzędziami, które pracują może mniej twórczo, ale szybciej i wydajniej. Grozi to intelektualnym regresem całej wspólnoty. Przestaniemy myśleć, bo to maszyny będą nam podawać erzace myślenia. Nie będą olśniewające – będą zaledwie „w porządku”, ale to wystarczy, by maksymalizować zyski.
Te algorytmy jeszcze mnie niczym nie zaskoczyły i nie zachwyciły na polu intelektu. Ciągle jeszcze przeżywam wspaniałe, twórcze olśnienia, pracując w zespole złożonym z ludzi. Nie przeżywam ich, pisząc prompty do sztucznej inteligencji i czytając to, co wypluła.

W opowieściach o tym, jak sztuczna inteligencja zmieni nam świat, pojawia się też ta nieśmiertelna obietnica nowoczesności: że posiadając i rozwijając konkretne technologie, w końcu będziemy mogli przestać pracować.

Tylko czy na pewno tego chcemy? Oczywiście są takie okresy w moim życiu, że pracuję zdecydowanie za dużo, nie jest to zdrowe ani dla mnie, ani dla mojej rodziny. Chciałabym, aby takich momentów nie było. Wolałabym pracować mniej. Ale praca jest dla mnie źródłem satysfakcji i sensu w życiu, jest elementem mojej tożsamości, jest też pewnie źródłem poczucia mojej sprawczości w świecie. Nie chciałabym z tego wszystkiego rezygnować. Można też powiedzieć, że moja praca jest twórcza, a żeby ją wykonywać, musiałam się długo kształcić i ten proces właściwie nie ma końca. Jak wobec tego brzmi ta prognoza, zgodnie z którą im jesteś lepiej wykształcony, tym większe prawdopodobieństwo, że sztuczna inteligencja zabierze ci pracę i cię zastąpi? Dla mnie upiornie. I nie tylko dlatego, że mi to zagraża.

Opowieść o tym, że będziemy musieli coraz mniej pracować, opowiadamy sobie najczęściej w Europie. W Ameryce czy w Chinach mało kto śni akurat o tym. Oni biorą udział w wyścigu.

My też musimy?

Nie, i już na dobrą sprawę nie bierzemy. Ale powinniśmy mieć też głęboką świadomość konsekwencji takiej decyzji. Europa coraz bardziej odstaje. Nasza gospodarka jest mniej innowacyjna i konkurencyjna. Rewolucja dzieje się gdzieś indziej. Branże, w których będzie praca, wyprowadzają się z Europy. Co to znaczy dla jej mieszkańców? Opowiadamy sobie o sześciogodzinnym dniu pracy, a co, jeśli się okaże, że tej pracy nie ma nawet na sześć godzin? Czy będziemy w stanie utrzymać nasze opiekuńcze państwa? Czy stać nas będzie na bezpłatną edukację, system zdrowia, usługi społeczne, emerytury? Czy wobec tej przemiany Europa nadal będzie wspólnotą tych samych wartości? Ten spadek konkurencyjności europejskiej gospodarki wynika w dużej mierze z faktu, że mamy wysokie ceny energii. One są takie, bo podjęliśmy decyzję o zielonej transformacji. Wyznaczyliśmy sobie ambitne cele klimatyczne. Na wyższym poziomie, bez wchodzenia w szczegóły, napięcia, alianse, wpływy etc., jest to decyzja oparta również o wartości – jako europejska wspólnota wierzymy, że takie zachowanie jest etyczne i przyzwoite. Tylko gdy umieścimy je w szerszym, światowym kontekście, okazuje się, że możemy na tym stracić.

To rodzi pytanie, które nurtuje mnie coraz bardziej. Czy w ogóle jest dziś przestrzeń do szczerej rozmowy o wartościach? Może głównym kryzysem, z jakim się dziś mierzymy, jest kryzys etyczny?

Rozmowie o wartościach nie służy polaryzacja. Ona wszystko upraszcza, ale jest niezwykle efektywnym narzędziem do osiągania krótkoterminowych celów politycznych. Polaryzując, wygrywasz. Na polaryzacji da się ugrać więcej i szybciej niż na rozmowie o niuansach i wsłuchiwaniu w argumenty drugiej strony. To spycha rozmowę o wartościach na margines. I szczerze mówiąc, nie widzę sposobów wyjścia z tej pułapki. Bo to jest znowu pułapka efektywności. Konsekwencją jest obkurczanie się przestrzeni, w których prawdziwy dialog, pozwalający uwspólnić wartości, jest możliwy. Przed jedną z kampanii wyborczych zrobiliśmy badanie, w którym zapytaliśmy Polaków wprost: Czy wierzysz, że istnieją wartości, które są wspólne dla wszystkich ludzi? 71% odpowiedziało, że tak. Co więcej, ludzie wierzą w to, że dzielą te same wartości niezależnie od tego, jaki mają światopogląd – konserwatywny czy liberalny. Wśród najważniejszych wymienionych wartości znalazły się: bezpieczeństwo, sprawiedliwość, wolność, szacunek, rodzina, zdrowie, tolerancja. Raport rozesłaliśmy do wszystkich partii i do mediów. Wynikało z niego, że da się pracować nad czymś wspólnym. Pies z kulawą nogą się tym nie zainteresował.

A czy ty widzisz gdzieś przestrzeń do rozmowy o wartościach? Gdzie mogłaby się toczyć?
Nie chcę, aby to zabrzmiało jak laurka, ale gdy napisałeś do mnie, że otwieracie serwis internetowy, który nie będzie optymalizowany pod SEO i clickbaity, nie będzie nastawiony na zasięgi i generalnie ma być taki, jaki sobie wymarzyliście, a nie taki, jaki trzeba dziś zrobić, aby odnieść tak zwany sukces, to poczułam pewien rodzaj ulgi. Mimo że robicie wszystko na opak. Bo obserwuję bardzo niebezpieczny trend: wycofywanie się z internetu i szeroko pojętej debaty ludzi, którzy mają coś do powiedzenia. Ostatnio przeczytałam, że prawnik Piotr „VaGla” Waglowski zamyka swój serwis, w którym od lat publikował wartościowe teksty. Wcześniej z takiej działalności zrezygnował Leszek Jażdżewski z „Liberté”. Nie zgadzałam się z nim w wielu sprawach, ale ceniłam jego teksty, sposób argumentacji. Ich lektura zmuszała mnie do myślenia. Jeżeli tacy ludzie i takie teksty zaczną znikać z internetu, to zostaną nam tylko syntetyczne treści pisane przez algorytmy i polaryzujący szum w serwisach społecznościowych.

Słowa efektywność i optymalizacja pojawiły się w naszej rozmowie wiele razy. Myślisz, że możliwa jest korekta tych wszystkich zjawisk w obrębie tak funkcjonującego kapitalizmu?

Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Pracuję z biznesem i naprawdę nie jest tak, że spotykam tam tylko chciwych ludzi nastawionych wyłącznie na krótkoterminowy zysk, nieoglądających się na społeczne czy ekologiczne konsekwencje. Biznes ma ogromy wpływ na rzeczywistość i uważam, że tam jest ogromna przestrzeń do zmiany. A jednocześnie mam świadomość, że reżim kwartalnego i rocznego raportowania wyników potrafi zniweczyć każde, nawet najbardziej szlachetne próby i wysiłki.

Nie chcę, aby to zabrzmiało jak laurka, ale gdy napisałeś do mnie, że otwieracie serwis internetowy, który nie będzie optymalizowany pod SEO i clickbaity, nie będzie nastawiony na zasięgi i generalnie ma być taki, jaki sobie wymarzyliście, a nie taki, jaki trzeba dziś zrobić, aby odnieść tak zwany sukces, poczułam pewien rodzaj ulgi.

Zaczęliśmy tę rozmowę od strachu dotyczącego sztucznej inteligencji. Ale im dłużej cię słucham, tym głębiej zastanawiam się nad tym, co tak naprawdę myślisz o przyszłości. Badasz trendy, sprawdzasz, co w tej przyszłości się może wydarzyć. A potem wychodzisz z pracy, wracasz do domu. I co?

Mam zawsze na biurku książkę Nadzieja radykalna Jonathana Leara, nawet teraz tu ze mną jest. To opowieść o tym, jak pewnemu północnoamerykańskiemu plemieniu udało się przetrwać, mimo załamania wszystkich fundamentów ich kultury. Spektakularny tekst, absolutnie zachwycająca, intelektualna uczta. To jest moja odpowiedź na twoje pytanie: dominującą emocją, jaką czuję, gdy myślę o przyszłości, jest nadzieja.

Nigdy jej nie tracisz?
Oczywiście, że tracę. Regularnie dopada mnie bezsilność. Robię coś, wkładam w to mnóstwo pracy i wysiłku, a później spoglądam z dystansu i widzę, jak niewielkim ziarenkiem w trybach to jest, jak bardzo nieznaczący był cały ten znój. Dopada mnie obezwładniająca bezradność. Ale staram się wtedy pamiętać, że przyszłość jest tak naprawdę jedynym miejscem, którego kształt możemy zmieniać. Jestem w tej uprzywilejowanej sytuacji, że na tej przyszłości się trochę znam, umiem w nią spoglądać, ale nie w tym sensie, że ją przepowiadam. My tylko budujemy różne scenariusze i później pokazujemy je innym, wskazując, co trzeba zrobić, aby któryś z nich stał się bardziej prawdopodobny. To jest moje poletko sprawczości. Przeszłość już się wydarzyła, teraźniejszość się dzieje. Tylko na przyszłość mamy wpływ.

We wstępie do Wieku paradoksów. Czy technologia nas ocali?, książki, którą pisałaś w trakcie pandemii, wydanej w 2021 roku, opisujesz historię swojej czteroletniej córki, która zaczęła cię zasypywać absurdalnymi pytaniami. Jedno z nich brzmiało: „Co jest ważniejsze: telefon czy jarzębina?”. Piszesz, że po długim namyśle odpowiedziałaś: „telefon”. Muszę cię zapytać na koniec, jak dziś brzmiałaby odpowiedź. Co jest ważniejsze: telefon czy jarzębina?
Dzisiaj bez wahania odpowiedziałabym, że jarzębina. I nie muszę się już nad tym właściwie w ogóle zastanawiać.

 

Natalia Hatalska – CEO i założycielka instytutu badań nad przyszłością infuture.institute. Jedna z najbardziej wpływowych i uznanych ekspertek w dziedzinie analizy i prognozowania trendów. „Financial Times” umieścił ją na liście New Europe 100 – listy stu osób z Europy Środkowej i Wschodniej, które „zmieniają społeczeństwa, politykę lub otoczenie biznesowe regionu i prezentują świeże podejście do panujących problemów”. Uznana za jedną z 50 najbardziej wpływowych kobiet w Polsce i dwukrotnie nagrodzona w plebiscycie „Kogo słucha polski biznes?” jako jeden z 10 najważniejszych autorytetów polskiego biznesu. Dwukrotnie wyróżniona tytułem Digital Shaper za wkład w rozwój gospodarki cyfrowej w Polsce. W 2022 roku umieszczona na Liście Kobiet Roku Forbes Women Polska oraz na liście Esomar Insight250 – zawierającej 250 osób z całego świata, w tym innowatorów, przedsiębiorców, badaczy, którzy „skupiają się na podnoszeniu jakości badań rynkowych”. Analityczka, publicystka i autorka licznych projektów badawczych, doceniona m.in. Nagrodą Publiczności Kongresu Polskiego Towarzystwa Badaczy Rynku i Opinii. Autorka bestsellerowej książki Wiek paradoksów. Czy technologia nas ocali?

Pomóż nam tworzyć jakościowe treści

Nie optymalizujemy naszych tekstów pod kątem SEO, nie walczymy o clickbaity i zasięgi. Publikujemy teksty i materiały, których brakuje nam w sieci. Właśnie dlatego stworzyliśmy ten serwis. Chcemy być miejscem, w którym możecie przeczytać wartościowe reportaże, analizy, wywiady i felietony. Nie zarabiamy na tworzeniu tego serwisu, ale chcemy godnie płacić autorom i autorkom, którzy dla nas piszą. Dlatego jeśli doceniasz naszą pracę, prosimy, rozważ drobne wsparcie naszych wysiłków. Dołączając do naszej społeczności w serwisie Patronite pomagasz nam tworzyć jakościowe teksty.

WSPIERAJ NAS W SERWISIE PATRONITE

Może Cię zainteresować

Felieton
Springer i Gitkiewicz
Dlaczego to robimy?

Pytanie o stworzenie własnej redakcji wracało do nas wielokrotnie przez piętnaście lat działania Instytutu Reportażu. Przez te wszystkie lata mówiliśmy sobie: „jeszcze nie teraz, nie jesteśmy gotowi”. W końcu przestaliśmy to sobie powtarzać.

Wywiad
Michoń / Springer
Generacja Z dorośnie do kredytu. Bo musi

Ponad sześćdziesiąt procent badanych deklaruje, że zdecydowanie nie chce brać kredytu hipotecznego. I ponad siedemdziesiąt procent spośród tych, którzy zdecydowali się na ten krok, uważa, że była to słuszna decyzja. Polacy bardzo nisko oceniają swoją sytuacje finansową i bardzo lubią mieszkania i domy, w których żyją. A statystyka Polski jeśli chodzi o warunki mieszkaniowe szoruje po europejskim dnie.

Esej
Julia Fiedorczuk
Coś w naszej kulturze idzie raczej źle

Poznawanie świata nie polega na tym, że stoi się z boku po to, żeby zyskać obiektywny ogląd jakiejś sytuacji. Uczenie się to wchodzenie w relację z innymi bytami i zjawiskami. Wiedza jest współtworzona, żywa, konkretna. Rozumie to współczesna nauka, ale poezja chyba lepiej potrafi ten wgląd wyrazić.

Felieton
Olga Gitkiewicz
Mamo, czy możemy mieć etykę w domu?

Kodeksy etyki zawodowej nie są niczym nowym, ma je mnóstwo profesji. Antropologia, etnografia, socjologia, geografia społeczna, historia – wszystkie nauki, które wymagają pracy w terenie, z ludźmi, zaczęły wypracowywać etyczne zasady tej pracy. Tymczasem dziennikarze i dziennikarki nadal zastanawiają się, czy to potrzebne i możliwe.

wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 
wspieraj nas na Patronite
 

Grantor

kpo getLogotypesStrip