Panie Profesorze, czy w architekturze dzieje się obecnie coś przełomowego? Czy mamy do czynienia z jakimś zwrotem?
Nie wydaje mi się, a już na pewno nie w polskiej architekturze.
A ja od kilku dobrych lat myślę, że wyzwania, przed jakimi architektura staje albo zaraz stanie, zmuszają nas wszystkich do przemyślenia jej na nowo.
Ma pan rację co do oczekiwań i wyzwań. Wyzwania są i będą coraz większe, mamy tego rosnącą świadomość. I może to właśnie ta świadomość jest coraz bardziej dla pana bolesna. Konieczność namysłu też istnieje, ale myślę, że ona była zawsze. Architektura to, jak chce Juhani Pallasmaa, sztuka rekoncyliacji człowieka z otaczającym go światem. Zdrowo jest nieustannie myśleć nad kondycją dyscypliny, z którą związało się życie. Natomiast jeśli pyta pan, czy dzieje się coś przełomowego, to odpowiadam, że nie.
Dlaczego?
Spróbujmy uporządkować pojęcia. Co mamy na myśli, gdy mówimy „architektura”? Wydaje mi się, że dwa obszary. Pierwszy z nich to miasta, urbanistyka, prawodawstwo służące mądremu gospodarowaniu przestrzenią, ale też po prostu porządne domy – jakość budownictwa, zarówno projektowa, jak i wykonawcza. Rzemiosło. No i kwestia mieszkaniowa, dostęp ludzi do przestrzeni mieszkalnej o wysokich jakościowo parametrach.
I jest drugi obszar, ten bardziej dla mnie atrakcyjny i dyskutowany: architektura jako sztuka przekształcania przestrzeni. Kiedyś traktowano ją jako pannę najpiękniejszą, bo pod swoim dachem, dosłownie i w przenośni, jednoczyła wszystkie inne sztuki – rzeźbę, malarstwo, muzykę i tak dalej. Dzisiaj to się zniuansowało, bo kanon piękna uległ erozji, pojęcie piękna podlega ciągłej redefinicji: każdy ma swoje piękno. Ale nadal powstają budynki, którymi potrafimy się zachwycić, które wywołują w nas emocje.
I jaka jest relacja między tymi dwoma obszarami?
No właśnie moim zdaniem w Polsce nie ma właściwych relacji. Można nawet powiedzieć, że w tym pierwszym obszarze notujemy regres. Po każdych wyborach nowy rząd zwołuje wielką naradę z architektami, urbanistami i deweloperami, z wszystkimi, którzy mają związek z budowaniem. Przychodzą wysocy rangą urzędnicy, ministrowie, wiceministrowie. I w takim szerokim, dostojnym gronie dyskutujemy o likwidacji barier w mieszkalnictwie. Miesiąc po ostatnich wyborach też było takie spotkanie. Powiedziałem na nim, że z poprzednich tego typu narad mam już dziesięć stron rekomendacji i wytycznych, a po tej kadencji rządu najpewniej dopiszę kolejne dwie albo trzy strony. I ten dokument, choć roześlemy go sobie wszyscy, nieużywany przeleży w szufladzie do następnych wyborów, po których będziemy się znów naradzać nad znoszeniem barier dla mieszkalnictwa. Niedawno ponownie usłyszeliśmy, że będziemy deregulować i znosić bariery. Aż dziw, że jeszcze jakieś zostały. Tymczasem proces uzyskiwania pozwolenia na budowę coraz bardziej się wydłuża i niewiarygodnie komplikuje. Kiedyś zajmował dwa lata, teraz już trzy. Mieszkania są nieosiągalne dla młodych, nie ma rynku mieszkań na wynajem.