
Oglądał pan inaugurację prezydentury Donalda Trumpa?
Starałem się nie oglądać, ale przyznaję, że udało się to tylko połowicznie.
Czuł pan jako historyk przymus oglądania?
W pewnym sensie tak. A może zwyciężyła zwykła ciekawość. Trump to postać przerażająca. Jako historyk muszę być ostrożny w formułowaniu prognoz. Historię trudno przewidywać, zbyt dużo w niej przypadków. Jestem pesymistą, więc gdybym miał obstawiać jakiś scenariusz, to prawdopodobnie skłoniłbym się ku takiej wizji przyszłości, w której za sprawą Trumpa będzie więcej chaosu, niepewności i wszelkiego rodzaju niepokojów. Także dlatego, że takie są metody jego pracy: sieje zamęt, aby osiągać swoje cele.
Zastanawiam się, czy Trump jest nowym zjawiskiem? Czy ten nihilizm, który przynosi, to na pewno ewenement w dziejach ludzkości?
W historii krajów demokratycznych – tak. Nie znam przypadku, aby człowiek jego pokroju – z bagażem udowodnionych bzdur, które wypowiadał, ale też kłamstw i przestępstw stanął – stanął na czele tak ważnego, demokratycznego państwa. W tym sensie to jest nowe. Ale oczywiście historia zna przypadki, gdy ludzie marni, nawet bardziej marni od Trumpa, stawali na czele państw. Do tej pory to jednak systemy niedemokratyczne sprzyjały takim jednostkom.